piątek, 5 października 2018

Weekendy

Łukasz paradoksalnie uwielbiał nadchodzące w każdy piątek po pracy weekendy, a z drugiej strony ich nienawidził. Darzył sympatią, ponieważ chociaż przez dwa dni mógł odpocząć od męczącej roboty. Znaleźć czas na realizację swoich zainteresowań i hobby. Pójście do kina, do teatru, wyjazd do większego miasta lub po prostu pozwiedzać okolicę.

Te same dni wolne przypominały mu prędzej czy później, jak bardzo jest samotny wśród tłumu ludzi. Że brakuje przy nim tego ogniwa, które nazywane jest drugą połówką, po prostu partnera. Weekendami, głównie w niedzielę, które wlokły się powoli, godzina po godzinie, rzadziej w soboty, Łukasza dopadał melancholiczny nastrój. Włączał smutne piosenki i oddawał się nostalgii. Zbyt dużo myślał o swojej samotności. Pomimo skończenia dwudziestu paru wiosen, tęsknił za ciepłem, dotykiem, bliskością drugiego faceta.

Prawie zawsze pojawiały się krople słonej cieczy, które spadały raz za razem. Nawet w upały, momentalnie robiło się zimno. Łukasz wychodził na miasto i wszędzie widział zakochane pary. To pogłębiało jego frustrację. Szukał przez pięć lat kandydata na męża, ale po kilkudziesięciu bezowocnych randkach, postanowił, że przestanie szukać. W tygodniu nie miał czasu się spotykać z drugim facetem, a w weekendy jakoś za bardzo mu się nie chciało.

Za każdym razem ktoś zapalał iskrę nadziei na budowę związku, by za chwilę brutalnie zgasić ledwie co tlący się płomień. Łukasz miał już taki okres w swoim życiu, że wszystkiego się wyparł. Stwierdził, że on jest bohaterem dla samego siebie i nie potrzebuje żadnego partnera. Rozum swoje, a uczucia co innego.

W głębi duszy bardzo pragnął zakochać się w mężczyźnie ze wzajemnością. Każda porażka potęgowała pustkę w jego życiu. Pozostała wyobraźnia. A tą Łukasz miał wyjątkowo bujną. Potrafił wyobrazić sobie dosłownie wszystko. Jak ze swoim partnerem spędza czas wolny, jak razem gotują obiady we wspólnym mieszkaniu czy wreszcie jak okazują sobie miłość. W podświadomości jednak po miesiącu zaprzestania poszukiwań, znowu je rozpoczął. Z myślą, że teraz w końcu, po tylu próbach i przeżytych doświadczeniach, Łukasz trafi na faceta godnego siebie. Tłumaczy sam sobie, że może jeszcze nie nadszedł jego czas bycia w partnerstwie, a cierpienie, które przeżywa każdego dnia z powodu samotności, zostanie wynagrodzone długoletnim związkiem. A może to tylko nadzieje bez pokrycia?

2 komentarze:

  1. Nie ma tak łatwo Łukaszu. Gdy szukasz i szukasz, to czasem to czego szukasz mignie Ci przed oczami. To nie praca, której szukasz i jak w końcu obie strony stwierdzą "ok, spełniasz oczekiwania", to dochodzi do kontraktu.

    Łatwo powiedzieć, że w końcu ktoś się znajdzie. Ba, skąd ta pewność? Mieć nadzieję warto mieć. Może on jeszcze nie założył konta na portalu randkowym. Albo nie rozstał się ze swoim toksycznym chłopakiem.

    O szukaniu drugiej połówki wiem tyle co nic. Mnie moja znalazła sama. Długi czas szukałem za to kolegi czy przyjaciela, żeby było z kim pogadać o chłopakach. I ciężko, oj ciężko.

    Czasem jednak za dużo myślimy, za bardzo chcemy, a potem się frustrujemy, bo nie wychodzi tak dobrze jak planowaliśmy. A co jakby tak mniej chcieć? Może to jakaś opcja? Żaden gwarant, wiadomo.

    Ale czy gdyby wróżka (taka sprawdzona wyrocznia) powiedziała Łukaszowi, że znajdzie męża za dwa lata, to przestałby szukać przez te dwa lata?

    Odpowiedź wróżki niby jednoznaczna, ale z drugiej strony wcale nie bardzo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz. :) Niby to wszystko wiem, co napisałeś, ale no właśnie. Serce swoje, a rozum swoje. Mogę nie wiem, na tysiąc sposobów tłumaczyć sobie, że może kogoś znajdę a może nie, jednak od serca idzie informacja, że jest ciężko. Organizm nie radzi sobie jako tako z samotnością. Ucieczka w pracę niewiele daje, a przecież nie o to chodzi, by zagłuszać swoje potrzeby i pragnienia innymi obowiązkami. Trzeba powtarzać sobie, że gdzieś tam po świecie chodzi przyszła druga połówka.

      Usuń

Kwiecień

Kwiecień