Łukasz paradoksalnie
uwielbiał nadchodzące w każdy piątek po pracy weekendy, a z drugiej strony ich
nienawidził. Darzył sympatią, ponieważ chociaż przez dwa dni mógł odpocząć od
męczącej roboty. Znaleźć czas na realizację swoich zainteresowań i hobby. Pójście
do kina, do teatru, wyjazd do większego miasta lub po prostu pozwiedzać
okolicę.
Te same dni wolne
przypominały mu prędzej czy później, jak bardzo jest samotny wśród tłumu ludzi.
Że brakuje przy nim tego ogniwa, które nazywane jest drugą połówką, po prostu
partnera. Weekendami, głównie w niedzielę, które wlokły się powoli, godzina po
godzinie, rzadziej w soboty, Łukasza dopadał melancholiczny nastrój. Włączał
smutne piosenki i oddawał się nostalgii. Zbyt dużo myślał o swojej samotności.
Pomimo skończenia dwudziestu paru wiosen, tęsknił za ciepłem, dotykiem,
bliskością drugiego faceta.
Prawie zawsze pojawiały
się krople słonej cieczy, które spadały raz za razem. Nawet w upały,
momentalnie robiło się zimno. Łukasz wychodził na miasto i wszędzie widział
zakochane pary. To pogłębiało jego frustrację. Szukał przez pięć lat kandydata
na męża, ale po kilkudziesięciu bezowocnych randkach, postanowił, że przestanie
szukać. W tygodniu nie miał czasu się spotykać z drugim facetem, a w weekendy
jakoś za bardzo mu się nie chciało.
Za każdym razem ktoś
zapalał iskrę nadziei na budowę związku, by za chwilę brutalnie zgasić ledwie
co tlący się płomień. Łukasz miał już taki okres w swoim życiu, że wszystkiego
się wyparł. Stwierdził, że on jest bohaterem dla samego siebie i nie potrzebuje
żadnego partnera. Rozum swoje, a uczucia co innego.
W
głębi duszy bardzo pragnął zakochać się w mężczyźnie ze wzajemnością. Każda
porażka potęgowała pustkę w jego życiu. Pozostała wyobraźnia. A tą Łukasz miał
wyjątkowo bujną. Potrafił wyobrazić sobie dosłownie wszystko. Jak ze swoim
partnerem spędza czas wolny, jak razem gotują obiady we wspólnym mieszkaniu czy
wreszcie jak okazują sobie miłość. W podświadomości jednak po miesiącu
zaprzestania poszukiwań, znowu je rozpoczął. Z myślą, że teraz w końcu, po tylu
próbach i przeżytych doświadczeniach, Łukasz trafi na faceta godnego siebie.
Tłumaczy sam sobie, że może jeszcze nie nadszedł jego czas bycia w
partnerstwie, a cierpienie, które przeżywa każdego dnia z powodu samotności,
zostanie wynagrodzone długoletnim związkiem. A może to tylko nadzieje bez
pokrycia?
Nie ma tak łatwo Łukaszu. Gdy szukasz i szukasz, to czasem to czego szukasz mignie Ci przed oczami. To nie praca, której szukasz i jak w końcu obie strony stwierdzą "ok, spełniasz oczekiwania", to dochodzi do kontraktu.
OdpowiedzUsuńŁatwo powiedzieć, że w końcu ktoś się znajdzie. Ba, skąd ta pewność? Mieć nadzieję warto mieć. Może on jeszcze nie założył konta na portalu randkowym. Albo nie rozstał się ze swoim toksycznym chłopakiem.
O szukaniu drugiej połówki wiem tyle co nic. Mnie moja znalazła sama. Długi czas szukałem za to kolegi czy przyjaciela, żeby było z kim pogadać o chłopakach. I ciężko, oj ciężko.
Czasem jednak za dużo myślimy, za bardzo chcemy, a potem się frustrujemy, bo nie wychodzi tak dobrze jak planowaliśmy. A co jakby tak mniej chcieć? Może to jakaś opcja? Żaden gwarant, wiadomo.
Ale czy gdyby wróżka (taka sprawdzona wyrocznia) powiedziała Łukaszowi, że znajdzie męża za dwa lata, to przestałby szukać przez te dwa lata?
Odpowiedź wróżki niby jednoznaczna, ale z drugiej strony wcale nie bardzo.
Dziękuję za komentarz. :) Niby to wszystko wiem, co napisałeś, ale no właśnie. Serce swoje, a rozum swoje. Mogę nie wiem, na tysiąc sposobów tłumaczyć sobie, że może kogoś znajdę a może nie, jednak od serca idzie informacja, że jest ciężko. Organizm nie radzi sobie jako tako z samotnością. Ucieczka w pracę niewiele daje, a przecież nie o to chodzi, by zagłuszać swoje potrzeby i pragnienia innymi obowiązkami. Trzeba powtarzać sobie, że gdzieś tam po świecie chodzi przyszła druga połówka.
Usuń